Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

younger brother - vaccine electronic


younger_brother_-_vaccine_electronic
Younger Brother Records, 2014


1. Train (Electronic Mix)
2. Pound A Rhythm (Electronic Mix)
3. Spinning Into Place (Electronic Mix)
4. Night Lead Me Astray (Electronic Mix)
5. Crystalline (Electronic Mix)
6. Shine (Electronic Mix)
7. Delina Did It (Electronic Mix)
8. Sonnambula (with William Orbit) (Electronic Mix)

Younger Brother... ta nazwa kiedyś wywoływała dreszcze rozchodzące się po rdzeniu kręgowym u chyba większości psytransiarzy. Obecnie? Już nie tak bardzo, szczególnie po pozbawionym dużej ilości psychedelii albumie "Vaccine". Posford i spółka zawsze słynęli z tejże psychedelii, a tam zamiast niej dostaliśmy przyśpiewki godne poważnie podchodzącego do swojej pracy studenckiego bandu. Z brzmieniem najwyższej jakości i dobrą promocją ale jednak studenckiego. Po bodajże dwóch latach pojawia się "elektroniczna" wersja tegoż albumu. Trudno powiedzieć czy ma to być ukłon w stronę "starszych" fanów ekipy, czy też próba przeciągnięcia tych nowych również na starsze dokonania YB. A może "Szczepionka" nie odniosła spodziewanego sukcesu? W końcu na portalu Discogs album figuruje pod tagami "electronic" oraz "rock". W każdym bądź razie nazwy "Younger Brother" czy "Shpongle" są już bardzo dobrze znane również poza psytransowym światkiem. Dobrze to czy źle, trudno powiedzieć.

Podstawowe pytanie w wypadku ostatnich dokonań Posforda jest takie, czy po prostu słuchasz pewnego rodzaju muzyki (psychedelic trance i pochodne), czy też jesteś fanem danego wykonawcy, niezależnie od tego co ten zechce nagrać i wypuścić na rynek. W pierwszym wypadku oryginalną wersję "Vaccine" należy sobie zdecydowanie odpuścić, a tą, którą opisuję trzeba posłuchać i potraktować jako ciekawy eksperyment. Najprawdopodobniej będzie Wam brakowało tego samego czego mnie, czyli po prostu większego skupienia na owej psychedelii. Drażnić będą różowiutkie przyśpiewki zaczerpnięte wprost z oryginału, w dobrym brytyjskim popkulturowym stylu, chociaż chyba nie do końca chwytającym słuchacza w takim wydaniu. Chwalić można perfekcyjne brzmienie i cudne aranże, jeden numer świetnie nadaje się do tańczenia i nawet ten wokal wciśnięty w sam środek tak bardzo nie drażni. Melodie które rozpościerają się w tle (te na syntezatorach) są po prostu wspaniałe i ogromna szkoda, że zostały przyćmione właśnie przez śpiew owego wokalisty... Tak więc zarzuty co do tego albumu są dokładnie takie same, jak w przypadku oryginału. Tyle, że tam było "samo zawodzenie... gdzie jest psychedelia, do cholery!?", a tutaj jest "nieźle transi momentami... na co dodawaliście te durne plastikowe wokale, do cholery!?" Mimo wspomnianych oczywistych wad, płytę oceniam o dobre dwa poziomy jakości wyżej, niż poprzedniczkę. Jeśli natomiast jesteś fanem danego wykonawcy - prawdopodobnie zakochasz się w obu wersjach tej produkcji, chwaląc sobie twórczą ekspresję Szymona i jego ekipy. Nie mogę tutaj nic więcej napisać, bo nie należę do tej grupy. Gdybym chciał słuchać suicide-pop-ballad ;), nie traciłbym czasu na dokonania YB, tylko pogrzebał w samym nurcie i zapewne znalazł coś ciekawszego. Jeden patent muszę bardzo pochwalić - zakończenie "Spinning Into Place (Electronic Mix)" jest niewiarygodne, hipnotyczne i bardzo psychedeliczne. Wzięte wprost z przenoszących w czasie dronów znanych z genialnego "Coil - Time Machines". Brakuje mi czegoś takiego w obecnym psytransie, który stał się nazbyt uproszczony i pokolorowany (różowymi) kredkami świecowymi, aby być bardziej przystępnym. Ta muzyka nigdy nie miała być zbyt popularna i to była spora część jej uroku. Nie była dla wszystkich, tak jak płaska komercyjna muzyka puszczana w radiu. Powracając, "Spinning Into Place (Electronic Mix)" to najbardziej transujący i psychedeliczny numer na tym albumie - jednocześnie mój ulubieniec. Mamy tutaj też przyjemne sajko-balladki, takie jak "Delina Did It (Electronic Mix)", czy metafizyczne "Sonnambula feat. William Orbit (Electronic Mix)" (które jednocześnie są dwoma nowymi numerami). Trzeba zaznaczyć iż pierwsze dwa utwory są mocno "szponglowate" - w tym dobrym znaczeniu. Niestety, "Shine" drażnił mnie również i w tej bardziej elektronicznej wersji. ;) Jak szybko ten materiał się znudzi i przeje, to się dopiero okaże.

Ogółem, przyjemnie mi się słuchało - połowa wokali jest tutaj zbędnych i chciałoby się mieć nadzieję, że YB sobie poeksperymentują, po czym wrócą do tego, co wychodziło im najlepiej, jednak nie mogłem pozbyć się wrażenia, że ten materiał skierowany jest mimo wszystko do nieco innej widowni niż psytransiarze...

JetMan