Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

30.07.2004 - toga dansverg - moondalla 3 (Styropian)


Kto: Toga Dansverg
Miejsce: Ulkowy koło Gdańska
Data: 30.07.-01.08.2004

Po niemiecko-czeskich wojażach festiwalowych przyszła kolej na udanie się na naszą rodzimą Moondalle. Wspólnie z Alienem, Dudim i JetManem udałem się w czwartek 29 lipca do Gdańska, by stamtąd dostać się do miejscowości Ulkowy. Podróż minęła w miarę szybko i tak oto w piątek około 13:00 pojawiliśmy się na miejscu w którym miała odbyć się trzecia już Moondalla. Jako, że poprzednie Moondalle wspominam bardzo miło to i tym razem wiedziałem, że można liczyć na dobrą zabawę, którą zapewne zapewnią nie tylko DJ'e grający na imprezie, ale i grono znajomych oraz osób, które dotychczas znałem z forum Psytrance.pl.

30 LIPCA 2004 - PIĄTEK

Tegoroczna Moondalla była, w odróżnieniu od dwóch poprzednich, zorganizowana w nowym miejscu (we wspomnianej już wcześniej miejscowości Ulkowy). Nowe miejsce na fotkach zapowiadało się ciekawie, ale gdy zobaczyłem to miejsce na żywo to byłem jeszcze bardziej przekonany o jego pięknie. Od południa rozciągał się dość wielki pagórek , północna część to malutkie wzniesienia (a gdy weszło się na pagórek to można było podziwiać piękna panoramę Gdańska i okolic; szczególnie pięknie było w nocy, kiedy tysiące malutkich światełek migało na horyzoncie). Scena umieszczona była pomiędzy dwoma stawikami, w jednym z nich można było zażywać ożywczych kąpieli. Woda nie była może krystaliczna ;) ale jakoś nie słyszałem, by komu coś wyskoczyło po kąpieli w stawiku. Zresztą sam to przetestowałem na sobie - nadal żyję i wyglądam tak jak przed wejściem do stawu. Tegoroczne rozmieszczenie sceny wraz z dekoracjami tworzyło zamknięty krąg i zarówno z bliska jak i z daleka wyglądało to bardzo efektownie. Na środku polanki umieszczona był projekt 3D z włóczki a z jego szczytu wydostawały się "szpice" oraz z wierzchołka tego projektu w 8 kierunkach rozwieszone były chorągiewki z różnymi symbolami. Krąg zamknięty był poprzez kilka wbitych w ziemie słupów, pomiędzy którymi rozwieszone były dekoracje. Jak już wspomniałem bardzo ładnie to wyglądało, szkoda, że w nocy płótna nie były oświetlone mocno UV'kami wówczas zapewne ich wygląd były o raz lepszy. Na górze sceny umieszczone było białe płótno, na którym w nocy wyświetlane były wizualizacje. Bardzo ciekawym elementem był umieszczony w stawiku posąg, który przez wszystkie 3 dni trwania festiwalu spoglądał na nas jak się bawimy. Chillout oddalony od głównej sceny był o 2 minutki i ulokowany był nad jednym z brzegów stawiku. Obok chilloutu umieszczone były różnego rodzaju dekoracje z wykorzystaniem różnych materiałów. Nieopodal znajdował się też chaishop oraz namioty ekipy Afgana.

Polem namiotowym była cała górka, o której już wspomniałem. Oczywiście kto pierwszy ten lepszy i rezerwował sobie lepsze miejsce - jak najmniej spadziste. My, choć w sumie nie byliśmy pierwszymi, mieliśmy najlepsze miejsce, które zapewniało wystarczającą ilość cienia w szczytowych godzinach prażenia słońca. W sumie pod nadzorem Gosi nasze namioty utworzyły magiczny krąg :), a sobotę Paproch wraz z Gagarinem i Kędziorem rozwiesili płachtę która sprawiła, że mieliśmy jeszcze więcej cienia. Ten kto tylko pokonał drogę do naszego obozu mógł rozkoszować się cieniem. Tym samym w obozie rozlokowała się cała ekipa Psytrance.pl i Jagodzianych wraz z supportem ;)

Piątkowe popołudnie mijało bardzo szybko i co jakiś czas spotykało się ludzi których widzi się raz do roku i to właśnie na naszym malutkim święcie jakim jest Moondalla. Ponieważ z roku na rok znajomych jest coraz więcej to i w tym roku miałem przyjemność poznać osoby z którymi dotychczas prowadziłem wymianę zdań na forum bądź Gadu Gadu. Oczywiście nie obyło się też bez starych znajomych z różnych miast Polski i to jest właśnie piękne, że raz do roku ludzie kochający tą muzykę mogą się spotkać w jednym miejscu i wspólnie odlatywać. Będąc na czeskich festiwalach muszę przyznać, że u nich tego nie ma. Jeśli jest impreza w okolicach Pragi to 85% bawiących się to ludzie właśnie z Pragi i okolic. Podobnie jest z Ostravą :), choć widzę, że coraz więcej osób zaczyna udawać się w głąb swego kraju. U nas na Moondalli można zawsze spotkać ludzi niemal, że z każdego rejonu Polski , dlatego też Moondallę określam naszym małym świętem. :)

Około godziny 19:00 widoczne było już oczekiwanie na wielu twarzach. Podczas kilkusekundowych prób dźwięku od razu pojawiał się uśmiech na twarzach i zachwyt, podniecenie związane z nagłośnieniem. O 21:00 pojawiła się główna persona gdańskiej Togi Dansverg - DJ Atan. Atan przez pierwszą godzinę prezentował intro, które nie sprowadziło na polankę zbyt wiele osób, a te które już się na niej pojawiły czekały tylko na pierwsze głębokie beaty by móc się oddać we władania dźwięku. I tak też się stało, kilka minut po 22 Atan położył pierwszą płytę na gramofonie i z głośników wydobył się soczysty dźwięk, a z ludzi wydobyły się jęki zachwytu. Atan zagrał bardzo zróżnicowanego seta, osobiście zakwalifikowałbym go jako psy-minimal-progressive-trance :), bowiem w sumie wszystko co wymieniłem Atan zagrał. Oczywiście o technice Daniela nie będę się rozpisywał, bowiem od lat jest jednym z najlepszych DJ w Polsce. Atan jako pierwszy grający spełnił swoje zadanie na 5+, bowiem ludzie sprowadzeni na polankę i spragnieni dobrej zabawy taką otrzymali.

30 LIPCA 2004 - SOBOTA

O północy przyszła pora na główną gwiazdę tegorocznej Moondalli jaką był Tul (Tribal Records / Izrael), który wystąpił ze swoim live actem w którym m.in. promował swą nową płytę "Anarchy". Występ Tula był bardzo żywiołowy i przypadł mi do gustu, bowiem było zarówno sporo tribalowych dźwięków jak i pojawiało się sporo gitar. Sam Tul bawił się za sterami wspólnie z nami, co jakiś czas koncentrując się na gałkach, by nimi odpowiednio pokierować. :) Dodatkowo występ Tula (i nie tylko) urozmaicili dwaj panowie, którzy zaprezentowali nam swoje popisy z ogniem i zapewne na wielu osobach wywarło to wielkie wrażenie, bowiem mocna linia basowa utworów Tula i ogień wprowadzały wśród zgromadzonych magiczną atmosferę. Ogólnie Tul jako "gwiazda" wypadł bardzo dobrze i co cieszy jego live act to nie było tylko puszczenie muzyki z laptopa. To się ceni, a jeszcze bardziej podobał mi się Tul z tego powodu, że bawił się z nami do końca festiwalu i co chwile można było go zobaczyć na polance z turbanem na głowie i jego charakterystyczną bródką. :) Takich ludzi uwielbiam!

Niestety nie jestem niezniszczalny, wiec po 3 udałem się do namiotu, by przed 9 z niego wyjść, bowiem słoneczko zaglądało już do jego środka i z minuty na minutę robiło się coraz cieplej. Po zjedzeniu śniadanka udałem się na polankę, gdzie zobaczyłem Dudiego, który powiedział mi, że znów przegapiłem Elfa, który grał nad ranem. W tym momencie ręce mi opadły! Trzecia Moondalla, trzeci set Elfa na Moondalli i trzeci raz Styropian tego nie widział i słyszał! Cóż widocznie tradycji musiało stać się zadość! Oczywiście "podziękowałem" Templarowi za to, że mnie "obudził" na Elfa, a także JetManowi który wspominał Dudiemu, że mnie należy obudzić, lecz tego nie uczynił! Jakież to szczęście, że co niektórzy nie wiedza jak dany DJ wygląda i okazało się, że to nie Elf grał, tylko ktoś inny. Kamień spadł mi z serca. Tutaj nasuwa mi się jedna z uwag krytycznych do organizatorów, mianowicie brak oficjalnego lineupu na Moondalli! Wystarczyło przecież wydrukować kilka karteczek i je wywiesić, ponieważ co chwilę dobiegały nas wieści o tym, że Finowie nie zagrają, a wiadomo przecież, że w ich miejsce kogoś trzeba wstawić. W związku z powyższym lineup dostępny w necie nie był już aktualny. W sumie to od 2:00 do 15:00 w sobotę kto grał i o której było dla mnie niespodzianką. Niektórzy żartowali nawet, że będą grali tylko Atan i Mantodea na zmianę ;) hehehe. Coś w tym było, bowiem rano gdy byłem na polance grał Atan, a gdy wracałem z kąpieli w stawie grał Mantodea. :)

W sumie sobotnie przedpołudnie było takie sobie, a czas poświęcałem na rozmowy ze znajomymi, czasami wskakiwałem na polankę by zrobić kilka fotek. Mijały kolejne godziny, pora obiadowa i sjesta sprawiły, że czułem się jak w raju, lecz raj ten został zmącony dźwiękami i to jakimi! Wreszcie z dołu wydobywały się radosne dźwięki: Altom, Eskimo, czy choćby rosyjskie "A Nam Vse Ravno" w wykonaniu Parasense. Takie utwory nie były nam obojętne i sprawiły, że całą ekipa udaliśmy się na polankę by się bawić i w sumie od 16:00 w sobotę do 7:30 byłem non-stop na polance z małymi przerwami na posiłek. Jak się okazało tak pięknie przygrywał (nie będący w lineupie) Rick z Holandii. O 16:00 za playerami pojawił się Nois (AoV) i lekko zwolnił tempo (Matenda, 12 Moons), ale nadal było radośnie. Gdy już w połowie seta zagrał "Sonic Fusion" to odleciałem hen hen daleko! Utwór ten od razu przywołał wspominania z pierwszej Moondalli, kiedy to o 6 rano zagrał go Yanzan sprawiając, że dalej kontynuowałem 16-godzinny lot. :) Niestety w szczytowych momentach setu Noisa coś nawaliło i na 5 minut w Ulkowach nastała cisza :(, ludzie zniknęli z polanki, lecz gdy tylko wszystko powróciło do normy to od razu rzuciłem się na polankę, by sprowadzić na nią pozostałych i po kilku minutach wszystko grało i tańczyło tak jak trzeba. :) Po Noisie zagrał członek Pangea Sound System - DJ Pirania, który w swym secie zamieścił produkcje takich artystów jak Altom, Sirius Isness, Tikal - szczególnie ten ostatni sprowadził na moją twarz sporo uśmiechu. Zresztą końcówka setu Piranii była bardzo dobra i sprawiła, że ostro odlatywałem na polance.

O 19:00 jako drudzy ze swym live actem na Moondalli III wystąpili panowie z Mox Planet. Heh, wszystko by było fajnie, tylko nie to, że ta muzyka jakoś nie pasowała do godziny o której obaj panowie grali. Muzycznie było dobrze, choć jeszcze długa droga przed nimi. W moich oczach zyskali by o wiele więcej, gdyby zagrali nad ranem, ale rozumiem, że trzeba promować nasze rodzime talenty muzyczne. :) O 20:00 zagrał kolejny z członków Toga Dansverg - Rough. Tu troszeczkę się zawiodłem, gdyż myślałem że Rafał przyciśnie dużo ostrzej (pamiętam jak podczas jego setu na Moondalli I zagrał "Animal" Skaziego - w radości wyrzuciłem ostatnia bułkę jaka miałem i co sił pobiegłem na polankę, podobnie zresztą było z "L.S.Dance" Psysexa, kiedy to co sił wyleciałem z Toi Toia :)). Tym razem Rough zagrał całkiem inaczej, co nie znaczy, że zagrał źle. Było bardzo miło. Ponownie poleciały Altomy oraz Psysexy i inne takie. Rough jako pierwszy podczas tej Moondalli zagrał jeden z utworów Cosmy z płyty "Nonstop" O północy przyszła pora na stolicę, czyli ekipę Hallabanaha. Jako pierwszy pojawił się Bongo, który tej nocy grał bardzo luźno. Niestety podczas jego setu bardziej zajęty byłem fotkami niż znajomością tytułów i jedynie co zapamiętałem to zagrany na koniec Yahel.

1 SIERPNIA 2004 - NIEDZIELA

Gdy wybiła północ za playerami pojawili się Słowacy - Miracle i Tha, którzy popędzili ostro z ruskimi transami i było bardziej skocznie, co bardzo podobało się ludziom, którzy zgromadzeni byli na polance. Właśnie ludzie, może teraz o nich kilka zdań. Znów okazało się, że na Moondalli jest rodzinna atmosfera, wiele uśmiechów i ludzie, którzy wiedzą po co przybyli. Po raz kolejny nie spotkałem się z objawami chamstwa czy jakiejkolwiek agresji. Miło było widzieć jak ludzie dbali o to by nie zanieczyszczać terenu festiwalu i na głównej scenie śmieci było mało, tylko co jakiś czas można było napotkać jakąś butelkę. Widać, że kultura imprezowania z roku na rok wzrasta i należy się z tego cieszyć. Ludzie, którzy się pojawili, wprowadzili naprawdę wspaniały klimat. To już nie tylko młodzież pragnąca się dobrze zabawić, ale również małżeństwa ze swymi malutkimi pociechami, kobiety w ciąży, czy też blondwłosy chłopczyk który ostro wymiatał razem z nami. Takie właśnie obrazy sprawiają, że na Moondalli III czułem się jak w jednej wielkiej rodzinie która znalazła się na niezamieszkałym terenie i jedynie czego pragną to dobrze się bawić. Niezamieszkałym terenie ;), hehe, lekko przesadziłem, bowiem Ulkowy są zamieszkałe i to jak najbardziej przez ludzi, którzy z zaciekawieniem przybywali zobaczyć co się dzieje na w ich wiosce. Całe rodziny przychodziły by zobaczyć taki wysyp namiotów na górce i piękną scenę. Widać było też, że są pozytywnie do tego wszystkiego nastawieni. A ile radości wywołało "dzień dobry", które powiedział do mnie mały chłopczyk maszerujący z rodzicami kiedy udawałem się w "piżamce" do "wodopoju". :) Miejscowa młodzież też pojawiła się na imprezie, było to w niedziele, ale pojawili się tylko po to by się pobawić i po około 2 godzinach zabawy udali się w kierunku swoich domów. Wrócę jeszcze może do okolicy, w której była Moondalla III, bowiem tuż za płotami odgradzającymi pole namiotowe znajdowała się droga krzyżowa i kapliczka, która dodawała kolejnego magicznego klimatu do tegorocznej Moondalli.

No, ale powrócę do głównego punktu relacji jakim jest przecież zabawa i muzyka na Moondalli III. Po Słowakach doczekałem się tego na co czekałem od 2 lat - DJ Elf za deckami / playerami, a Styropian nie śpi :) No i się zaczęło, nie będę tutaj rzucał numerami , bowiem za bardzo w tym kawałkach nie siedzę, lecz jedynie co słyszałem to kilka rzeczy z Twisted Records. Jednak sama muzyka to nic! Muzyka + Elf to jest dopiero połączenie! Elf naprawdę żyje dźwiękiem, gdy widziałem jego gesty, triki czy zachowanie przy dźwięku to przechodziły mnie ciarki, a na ustach pojawiał się uśmiech. Nie wiedziałem, że mamy w Polsce takiego DJ'a! Po prostu muzyczna radość dla ucha i wizyjna dla oczu! Szkoda tylko, że podczas gry Elfa aż trzy razy nawalało zasilanie, ale jak to ktoś krzyczał do Bartka: "Elfy nie płaczą" - i tez tak było, po chwili ciszy ponownie uderzała w nas dawka muzyki.

Miłą niespodziankę sprawili nam organizatorzy, którym udało się załatwić na niedzielną noc człowieka z krainy kangurów - mowa oczywiście o Mr Peculiar. Godziny w których grał były bardzo dobre (takie jak sobie życzyłem na forum bowiem miałem już przyjemność słuchać Mr Peculiara na Suprasonic Festival). Australijczyk pokazał oczywiście klasę i w swoim secie zaprezentował kilka swoich utworów. W końcówce setu Mr Peculiara udałem się na pagórek, by tam podziwiać wschód słońca. Oj piękny był to widok, kiedy słoneczko budziło się do życia i swymi promieniami z minuty na minutę oświetlało większą część okolicy. Po Mr Peculiar, zagrał drugi z członków warszawskiej formacji Hallabanaha - Kwieq, który rozpoczął od powalenia mnie na kolana utworem (jak się później okazało) Distortion Orchestra, w który m wykorzystano sample z "Queen - Mustapha". Gdzie bym pomyślał, że doczekam się jakiegoś fragmentu super grupy Queen w psy transowych produkcjach? A tu taka niespodzianka... Niestety siły snu mnie dopadły i po godzinę setu Kwieqa udałem się do namiotu.

Zbudziłem się gdy grał kolejny z "legendarnych" DJ'ów polskiej sceny - Epix. Epix, który swym wyglądem może przypominać Skaziego hehe, gra całkiem inaczej niż wspomniany Izraelczyk. Kładzie na deki mocno psychedeliczne płyty i zapędza się w świat fullonów. Czasami coś jakby się rozjeżdżało mu podczas grania, ale każdemu się może przecież zdarzyć. Kolejnym osobnikiem który pojawił się z płytami był hehehe Dudi z Shiva.pl który był pod czułym okiem kilku obserwatorów :), oczywiście chodziło o to jak zagra i czy pokaże to na co go stać. Na szczęście Arek dał radę i podczas jego setu na polance pojawiło się wiele osób. Dudi zagrał sporo izraelskich produkcji, ale nie ograniczał się tylko do płyt z tego rejonu świata, w związku z czym mogliśmy usłyszeć np. "Electric Universe - The Prayer", który wywołał wiele radości wśród tańczących. Dudi zagrał także utwór, w którym wmontowano tekst z jednego z dziecięcych przebojów "Szczotka, pasta, kubek, zimna woda...". Na wielu twarzach pojawiły się uśmiechy, a ludzie tańczący w tym momencie wyglądali tak jakby byli w przedszkolu. :) Ogólnie Dudi zagrał bardzo radośnie i tanecznie co sprawiło, że jego set był jednym z ciekawszych na festiwalu. Troszeczkę podczas tego jego grania nawalały "góry", ale cóż, trzeba to było jakoś przeżyć.

Na zakończenie zagrał Mantodea, w set którego się zbyt mocno nie wsłuchiwałem, bowiem część znajomych wyjeżdżała i trzeba było się żegnać i zrobić pamiątkową fotkę. W nocy, gdy większa część ludzi opuściła już teren festiwalu, impreza przeniosła się na chilloutu, gdzie przygrywali Nois i Atan. Ludzie w tym czasie rozmawiali, rozniecali ogniska, czy tez po prostu odpoczywali po weekendowych zmaganiach tanecznych. Ja do namiotu udałem się około północy, a po drodze poznałem jeszcze nowych znajomych i wspólnie podziwialiśmy ogniste wyczyny Miry, która zaprezentowała nam fire show.

Tak więc Moondalla III za nami. Musze przyznać, że tegoroczna była najlepsza ze wszystkich. Wreszcie czułem się jak na festiwalu, a nie jak na jakiejś zwykłej imprezie. Wystrój, ludzie muzyka sprawiły, że naprawdę nie mamy się czego wstydzić przed innymi. Bardzo się radowałem, gdy widziałem, że na polance ciągle przebywa spora grupa tańczących osób. Niezależnie od tego czy była to noc czy dzień ludzie zawsze się bawili. Nie straszne im było słońce czy chłód. Oby Moondalla podążała nadal takim śladem jak dotychczas, a organizatorzy postarają się za rok o jeszcze lepszą zabawę. Niedociągnięcia, które były, na pewno idzie wyeliminować i nie są to aż tak wielkie rzeczy których nie można by było przeskoczyć. Mam także nadzieję, że za rok będzie nas jeszcze więcej i jeszcze radośniej będziemy się bawili.

Pozdrowienia dla wszystkich, z którymi dane było mi spędzać czas na Moondalli. Do zobaczenia za rok. Serdeczne podziękowania dla Gosi, dzięki której dane mi było pozostać po Moondalli w Gdańsku przez tydzień. Gosiu: dziękuję.

Styropian