Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

29.07.2005 - toga dansverg - moondalla 4 (JetMan)


Kto: Toga Dansverg
Miejsce: Ulkowy koło Gdańska
Data: 29-31.06.2005

Mundalka, Mundalka i po Mundalce..

Być może będzie to trochę inna relacja, bo nie będzie wcale euforycznie pozytywna, ale napiszę jak to wyglądało z mojej, czysto subiektywnej oceny. Nie można w kółko zachwycać się, och i ach i cudownie, a nie zauważać tego, co się psuje z roku na rok. Nie było mnie tylko na pierwszej Moondalli, która jak wszyscy wiedzą miała raczej charakter czysto lokalnego wydarzenia. W 2003 roku zawitałem na drugiej edycji i zostałem porażony. Dekoracyjnie, muzycznie, organizatorsko. Profesjonalizm Togi uderzał po oczach tak samo, jak świecące w wielu miejscach UVki, którego trudno było wówczas szukać gdzie indziej w naszym kraju. Niektórzy narzekali na zbyt mało oldschooli, ale z roku na rok widzę, że druga edycja obfitowała w tego typu dźwięki, bo trzecia edycja była już w nie bardzo uboga - prym wiodły full-on'owe masakratory... I żeby było jasne - mnie wcale nie chodzi o granie Goa, ale o czysty, rasowy psychedelic, a nie tylko pędzący beat. Relacja z trzeciej edycji jest w archiwach - jak ktoś chce może sobie przypomnieć... Zmiana miejsca na Ulkowy to oczywiście był pewien eksperyment, więc wiadomo było, że nie wszystko musiało być dograne idealnie ale... w tym roku było znacznie gorzej... i to moim zdaniem najsłabsza Moondalla ze wszystkich. Niestety, Togowcy chyba nie uczą się na błędach (albo osiadli na laurach). Ja rozumiem, że to wszystko masa pracy, że naprawdę włożyli w to kupę czasu i swojej energii. Ale co dostał przeciętny transiarz ;) za te 50zł? W zasadzie, jeśli nie liczyć grających i tego, że impreza była legalna (brak wjazdu policji a'la tegoroczny Czechtek), przysłowiowe "wielkie nic".

ToiToi'e, które znajdowały się de facto w tym samym miejscu, co rok temu i osobiście nie byłem w nich ani razu. Gdzie im do wymienianych przynajmniej raz dziennie wychodków pachnących bryzą z Fullmoona? ;) To śmiesznie brzmi, ale praktycznie - nie wiem komu chciałoby się przechodzić przez cały teren imprezy, maina i obie bramki żeby tylko do nich dotrzeć. A w końcu to nie była dekoracja, to miało służyć ludziom. Dlaczego nie stały w różnych miejscach, po 1-2, tak żeby każdy mógł z nich korzystać bez urządzania wyprawy? Nie chciało się nikomu przenieść ich przez kładki? Hm...

Drugi minus - dekoracje. Rok temu, szczególnie nocą, mainfloor z daleka wyglądał naprawdę świetnie. Teraz był w zasadzie zrobiony na tą samą modłę, ale jakby niedokończony, wyglądał po prostu gorzej. Mam w pamięci wytwornice dymu, lasery (raczej jeden, raz działający, raz nie - zresztą wiele osób narzekało, że po prostu oślepia ich nadmiar walących po oczach świateł na scenie) itd. - ale gdzie temu wszystkiemu do magicznego świata na drugiej Moondalli? Genialnie pomyślanych (i przecież bardzo prostych) dekoracji, cudnego przejścia na chillout czy wreszcie świetnie porozwieszanych dekorów na tymże? (dla mnie o wiele większe wrażenie tworzą dekoracje wsparte ultrafioletem - teraz tego zabrakło... po raz kolejny). Może było bardziej kameralnie, ale za to był ten flow, to o co chodzi w transie - to o czym pisał Krizz na forum - i czego teraz zupełnie zabrakło. To już powoli przestaje być transowe wydarzenie, festiwal kultury trance itd. a zaczyna być zwykłą, elektroniczną imprezą. Całe szczęście, że masa pozytywnych ludzi podtrzymywała ogólną atmosferę.

Muzycznie? Podsumowując - tragedia. Na pewno fantastycznie zagrał Sensient, minimalistycznie, ciężko ale nie dławiąco - oprócz smacznego beatu było dużo ozdabiaczy i poupychanych dźwięków, które doskonale sprawdzały się na parkiecie. Miło wypadł także Migas, Tul - jak zwykle klasa. Komendarek? No ładny spektakl, ale muzycznie to raczej przypominało electro / EBM i czułem się jakbym na chwilę pomylił festiwale i zawitał na Castle Party w Bolkowie... No ale de gustibus...

Warto odnotować występy Elfa i Bongosa oraz Tretka, który jak dla mnie uratował końcówkę festiwalu - jego set jako jeden z nielicznych był przemyślany, z początku progresywny (Etnoscope, Son Kite czy Atmos), a później przejście w melodyjne akcenty chociażby poprzez kultowy numer "S-Range - Out of Range (Noma Remix)" aż do Blue Planet Corporation... znakomita sprawa! Tyle, że to była jedyna truskawka na tym sfermentowanym ciastku. ;P Bo kto przy zdrowych zmysłach gra dark full-ony o 11 rano? Para Halu do śniadania? Przesada... Praktycznie trudno było zapamiętać, czy któryś z grających się wyróżnił, bo wszystko zlewało się w jedną wielką full-onową masę. Pamiętam moment, gdy poleciał utwór "Talamasca - Time Simulation" - parkiet od razu się zapełnił tłumem skaczących, ale już po siedmiu minutach powrócił markotny, jednostajny rytm... nie wiem dlaczego praktycznie w ogóle nie grano może nie tyle znanego materiału, ale po prostu DOBREGO materiału - czyżby prościej miksować to, czego właściwie ludzie nie znają? Czy trans to jedynie te kilkadziesiąt napierniczających basem płyt? Słyszał ktoś Hallucinogena? Electric Universe? Cosmę? Vibrasphere? Mirandę? Sharigramę? Deedrah? Space Cat'a? Dark Nebulę? X-Dream? Juno Reactor? Quirka? Może przegapiłem, wyliczcie mi kto i kiedy... Bo już nawet nie wspominam o soczystym goa, które z pewnością ruszyłoby wielu po ciągłym wchłanianiu full-onu, który, przypominam, jest dobry, ale na kilka godzin, na szczytowe momenty imprezy, ale nie non-stop.

W ręku trzymam line-up - 18:00, piątek - intro - Atan & Mantodea. Trance rozpoczął się bodajże przed 23:00 - nikt żadnego wyjaśnienia nie raczył przedstawić dlaczego od wspomnianej osiemnastej z głośników w kółko leciała jedna płyta "hare khrishna, hare hare!" ;) Która z transem nic wspólnego nie miała. Dlaczego? Nikt nie wiedział. Atan spytany przez pewnego osobnika dlaczego jeszcze nie zaczynają odpowiedział ponoć "nie histeryzuj". :) Zabawne, owszem ale ustawiać reflektorki i sprawdzać projektory to panowie powinniście chyba conajmniej na dwa dni do tyłu a nie o 20:00, kiedy festiwal powinien już trwać. Pojawiały się już nawet plotki w rodzaju "pewnie chcą przetrzymać ludzi, podbić oczekiwanie i wzmóc emocje" - dla mnie to jest już jednak brak profesjonalizmu i olewanie ludzi, bo i tak poczekają (a, bo przecież mamy tylko Moondallę i nic innego - nie wypada narzekać...) - a co z przyjezdnymi, którzy np. przejechali cały kraj a za 1,5 dnia musieli wracać do pracy?

Czas trwania. Jeśli już mamy nie spać trzy dni bo nie wypada przegapić np. Peculiara (którego nie było) czy Sensienta, to albo trzeba się stymulować, albo wyglądać jak zombie i żadnej przyjemności ze słuchania kogoś nie mieć bo na zabawę nie ma siły, albo olać sprawę i spać, jak też wiele osób robiło, więc moim zdaniem pięć dni byłoby ok, bo dopiero w niedzielę wszyscy którzy przyjechali z daleka odpowiednio wypoczęli a tu... koniec.

Właśnie, koniec. W poprzednim roku muzyka grała na chilloucie do poniedziałku. Teraz - pomimo sporej ilości ludzi na parkiecie - zwyczajnie ubito beat... dla mnie to jest lekko żenujące, tym bardziej, że benzyna była. To w końcu ludzie są dla festiwalu czy festiwal dla ludzi?

O teatrze Sveerga nie ma co pisać - przerost formy nad treścią, o ile w ogóle była jakaś treść - chyba była przygotowana jakaś fabuła, pomysł - i nie wiem dlaczego ów pan dodał do tego wszystkiego powiązania do śmierci wiadomej osoby na festiwalu...

A co do wypadku - nie pojmuję niektórych opinii. Każdy ma swoje własne podejście i mówienie rzeczy typu "nie rozumiem jak można się bawić, skoro ktoś umarł" jest conajmniej bezsensowne - bo codziennie umierają miliony o których pojęcia nikt nie ma, a może odwołać Moondallę bo w Iraku zginął kolejny żołnierz? Wystarczyłoby, żeby owa kobieta zginęła kilometr od miejsca zabawy a nikt by o tym pewnie nawet nie usłyszał. Śmierć jest jedna, chociaż trudno porównywać odejście JP II do wypadku i zgonu w taki - a - nie - inny - sposób. Nie znałem tej osoby, nie wiem kim była, ale to nie jest ważne. Jeśli ktoś chciał wyjechać mógł to zrobić w każdej chwili. A to, czy inni powinni się bawić dalej zostawmy już podejściu każdego z osobna.

Śmieci. Tutaj już kit z tym, że nie było żadnego wielkiego kontenera albo miejsca na nie, ale bawiący się mogli chociaż zadbać o wkładanie ich do reklamówek czy worków. Wstyd. Niestety - po festiwalu okolica przypominała wielkie śmietnisko i brakowało tylko mew wyjadających resztki jedzenia... heh. :(

Aha, kwestia ochrony. Widział ktoś ludzi z organizacji chodzących po terenie festiwalu i np. sprawdzających opaski u bawiących się osób? Bo ja nie. Na drugiej Moondalli teren był ogrodzony (teraz to było trudniejsze, ale niekonieczne - bo właśnie opcja ze sprawdzaniem by była odpowiednia) i takowe wycieczki były - to mały detal, dużo wysiłku nie wymaga (a może się mylę?) a sprawiał, że można się było poczuć bezpieczniej. I widać było, że jednak ta kwestia nie jest nikomu obojętna. W tym roku tak nie było- za to sporo się nasłuchałem, jak to ktoś się szarpał z miejscowymi drechami (raczej oni z nim), albo jak wyrywano opaski (oczywiście przez miejscowych). Zresztą nawet do naszego namiotu dobierał się pewien bliżej nieokreślony osobnik, majstrując przy nim zresztą naszym nożem (do kanapek :)) - na szczęście do niczego złego nie doszło... ale mogło. Ochroniarze? Chyba byli super-ultra-dyskretni bo żadnego na terenie pola namiotowego chociażby nie zauważyłem.

Plusy jakie były, to każdy wie. Ale czy zawdzięczamy większość z nich Togowcom? Hm... z całym szacunkiem - poczekam na następny rok i zobaczę, może zmienię zdanie. A klimat którego szukałem znalazłem dopiero na milutkim afterze (Dragon :-)).

Ogólnie - z roku na rok jest coraz gorzej, wielkim plusem jest możliwość spotkania na Moondalli wszystkich wspaniałych ludzi, (ogromne pozdrowienia!) z którymi na codzień osobiście widujemy się rzadziej- ale tego typu piknik można urządzić i samemu a muzykę puszczać z samochodu. Efekt byłby podobny bo przypominam - to LUDZIE tworzą FESTIWAL, nie odwrotnie. I to dla nich / pod ich opinie on powinien być tworzony (chociaż czy ktoś weźmie sobie te uwagi do serca?) Tym razem się rozczarowałem. Poza miłymi muzycznymi akcentami i masą pozytywnych osób tegoroczna Moondalla jako festiwal - zawiódł.

JetMan