Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

22.04.2005 - luminoforum 4


Miejsce: klub Havirov Struznik, Czechy
Data: 22.04.2005

Moja trzecia wizyta w Havirovie i trzecia na imprezie z cyklu Luminoforum, które odbywają się w gospodzie przy boisku lokalnego klubiku SK Havirov Struznik. Tym razem poza aspektem dobrej zabawy z wspaniałymi Czechami, miałem za zadanie sprawić, by Czesi dobrze się bawili. No, ale jak to wszystko wyglądało...

Z Katowic wyjechałem o 16:46, podróż umiliła mi oczywiście muzyka i tak oto kompilacja "Knocking On Wood" staje się jedną z moich ulubionych. W Cieszynie byłem o 18:25, szybki posiłek i myk przez granice, nie ma to jak przechodzić przez Most Przyjaźni, gdy do uszu docierają dźwięki "Born Slippy" w remixie Wrecked Machines. Żeby nie było tak kolorowo, to w autobusie złapałem mega schizę: Gdzie ja mam portfel? :) Było to istne wysokociśnieniowe 5 minut, w przeszukiwaniu wszystkich kieszeni, na szczęście zerknięcie pod fotel uspokoiło mój umysł. W klubie byłem dość wcześnie (o 19:30), właśnie zaczynały się pierwsze prace dekoracyjne. Żeby nie stać biernie pomagałem wieszać Vesnie (Elemental) dekoracje. Przy tak sporej liczbie backdropów jest to dość czasochłonne zajęcie, no ale jakoś daliśmy rade. :)

Wg line up'u na imprezie zagrać mieli: Medicus (Psyalaska, Słowacja), DJ Martyzan & Bart na didgeridoo jako Rium Warriors, Jahodovy Komponent (USE) oraz ja. Dodane było jeszcze że goście, no ale wiadomo, że jak goście to zapewne jacyś młodzi DJ'e. I tak też było, na początku zagrał do 23:00 DJ, którego ksywy nie znam, jedynie co mogę powiedzieć to to, że od razu dowalił mrocznymi kawałkami, ale takimi mrocznymi, że jakoś nie wprawiły mnie one w zachwyt, nawet gitary które się pojawiły były jak na ówczesną godzinę za wczesne. No ale ludzi przybywało co oczywiście cieszyło. Pojawiło się wielu znajomych co sprawiło, że mogliśmy ćwiczyć czeski i polski. :) W tej fali wielu klimatycznych osób na początku pojawiło się też kilku clubbingowców, jednak ci szybko znikli pośród tych wszystkich czeskich freaków.

O 23:00 z płytami i didgeridoo pojawił się duet Rium Warriors no i się zaczęło. Mroczne dźwięki serwowane przez Martyzana i szaleńcza gra Barta na didgeridoo po raz kolejny wprawiły mnie w cudowny stan. Oczywiście nie tylko mnie, Czesi również wysoko latali, a ci którzy byli na ziemi :) serwowali nam fluoro fire. ;) Oj klimacik był wspaniały, oczywiście nawet nie wiem co Marty grał, bowiem nigdy w tych klimatach dogłębnie nie siedziałem; chyba pora nadrobić zaległości. W czasie setu Rium Warriors pojawił się gość ze Słowacji - Medicus, który poza tym że zabrał ze sobą bardzo klimatyczną dziewczynę to również jeszcze większego gościa, dobrze nam znanego Tula który to zagrał przecież na ubiegłorocznej Moondalli. Nie omieszkałem wykorzystać okazji i poprosić o podpis na płycie (a co, żyje się tylko raz), którą cały czas wożę ze sobą a jeszcze nigdy jej nie grałem na imprezie. :) Porozmawialiśmy troszkę o zbliżającym się festiwalu Hill Top, który odbędzie się na Słowacji zapowiada się bardzo ciekawie. Z Polski zagrają m.in. Mantodea i Nois, a z zagranicznych gwiazd jedyne co zapamiętałem PPS Project i Blanka.

No ale wróćmy do imprezy. Po Rium Warriors za playerami pojawił się Medicus i dalej prowadził nas w mrocznym klimacie, jednak klimat ten nie był już tak drapieżny jak u jego poprzedników, stwierdził bym nawet że był minimalowy, ponieważ w samych utworach niewiele się zmieniało. Przyznam jednak, że bardzo przyjemnie się przy tym tupotało. Momentami by rozluźnić szeregi na parkiecie Medicus grał utwory które sprawiały, że latało się po całym klubie. Killery jakich mało. Mocne, mroczne, energiczne auuuu. :) Medicus jako gość miał grać 3 godziny, jednak jak się później okazało kolejną (nieplanowaną) niespodzianką imprezy był godzinny set Tula (Tribal Records, Izrael). Jak sam Martyzan wspomniał, tego jeszcze nie było: Izraelczyk w Havirovie. :) Tul już się z nami nie patyczkował. Z tym "nami" to przesadziłem, bowiem podczas jego setu dały znać 22 godziny na nogach, w czasie których zaliczyłem prace, podróż i zabawę. Ale na początku się bawiłem choć, jak już wspomniałem, Tul nie patyczkował się z nami tylko serwował mroczne bomby które co chwilę padały na parkiet. Jedna z tych bomb trafiła i we mnie i stwierdziłem, że pora odpocząć (przecież jeszcze mam grać) i usiadłem sobie obok DJ'ki, obserwując zarówno Tula jak i ludzi na parkiecie. Takie siedzenie sprawiało jednak, że oczka się kleiły (a nie było ich czym pobudzić, gdyż Semtexów już nie było w barze) i gdy tak dogorywałem na tym krześle, gdy sił już nie było i niewiele się chciało, Tul który wiedział co robi :) zagrał coś co po prostu wyrwało mnie ze świata "umarłych imprezowiczów", coś co sprawiło że otrzymałem nagłą dawkę energii, po prostu postawiło mnie na nogi. Przepraszam ale nie wiem jak opisać ten utwór, bowiem słowa nie są określić jego mocy... Mega Pierdolniecie :) to zbyt łagodne określenie na to co się wydarzyło. Miałem podejść i zapytać się co to było... ale wolę teraz ponownie oczekiwać na ten utwór na imprezach, bo w domu bym go zajechał i mógłby mi się przejeść. Po tym utworze Tul grał jeszcze z 20 minut, by na samym końcu zagrał mega klasyk, oczywiście w mrocznym remix "The Delta - As a Child... " - mmm, po prostu coś pięknego, te gitarki i beat! Wspomnę jeszcze, że Tul poza tym że przyjechał z kumplem i zagrał niespodziewanie to przez większą część imprezy bawił się razem z nami na parkiecie; ale u niego to normalne, przecież na Moondalli też skakał wśród nas. :)

Izraelczyka zastąpił Jahodovy Komponent, który oczywiście stylu nie zmienił, było mrocznie, jednak nie tak by nas pozabijać. Taneczny mrok odpowiedni do godziny która była na zegarach (3:40). Na wstępie zaprezentował remix utwóru "The Poison". Mimo to Jahodak im bliżej końca setu to zamiast łagodzić klimat dowalał coraz to mocniejszymi numerami, no ale wiadomo że Membrana i spółka melodyjnych transów nie nagrywają. :) Po Jahodaku przyszła pora na gościa zza południowej granicy , czyli mnie. :) No i się zaczęło stresowanie, by wyszło jak najlepiej. Technicznie może nie było najlepiej, ale muzycznie to była ekstraklasa (nie żebym sobie tutaj sam słodził). W odpowiedzi dawało się słyszeć co chwilę dźwięki zachwytu ludzi którzy pozostali w klubie, a było ich z 30. Fajnie się gra, gdy cały klub się bawi. :) No ale jak się im nie dziwić, gdy po mrocznej nocy grałem melodyjnie i radośnie: Sirius Isness, Tikal, Silicon Sound, Protoculture, Safi Connection to tylko kilka z projektów których numery zagrałem tego sobotniego poranka. Impreza zakończyła się o 6:30, choć w klubie nadal była ta sama ilość osób :), jednak właściciel kazał już kończyć.

I tak oto zaliczyłem swój trzeci, najbardziej udany występ w ukochanej Czeskiej Republice. Luminoforum IV udane, dotychczas miałem okazję być na trzech edycjach tej imprezy i "czwórka" zajęła drugie miejsce w podsumowaniu tych imprez (nie wiem jak było na Luminoforum III). Mogło przybyć więcej ludzi, których w tamtych rejonach nie brakuje, bowiem choć było ich +100 to jak Marty wspominał impreza nie wypadła zbyt dobrze. W klubie siedzieliśmy ponad godzinę , by przed 8 udać się na autobus do czeskiego Cieszyna, w którym to pożegnałem się z ekipą USE i skierowałem do Polski. :) Droga powrotna do Katowic była jednym wielkim obijaniem szyby PKS'u, byłem tak zmęczony że co chwilę zasypiałem i głowa lądowała na szybie (mam siniaka :)). Na zakończenie tej relacji jestem ciekaw czy w tym roku będzie dane mi się pojawić w Havirovie, bowiem dotychczas od roku 2003 jestem w tym mieście tylko raz w roku. Pożyjemy, zobaczymy. :)

Styropian