Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

08.02.2005 - toga dansverg - sledzik


Kto: Toga Dansverg
Miejsce: klub GGOG, Gdańsk
Data: 08.02.2005

"Niektóre z tych numerów są starsze od nas. ;)"
- Afi

Jakiś czas temu zastanawiałem się, gdzie podziały się tzw. klasyki na imprezach transowych. Wszak taki nurt jakim jest goa trance ma liczne grono sympatyków, a wiele projektów z tej szuflady otoczone jest wręcz swoistym kultem. Czyżby osoby grające kurczowo trzymały się nowości, jakie prezentuje wyłącznie pierwsza strona Psyshopu? Ciężko jest cofnąć się w czasie? Wyważyć odpowiednio set? A może wstyd grać coś, co nie jest już trendy / jazzy (niepotrzebne skreślić)? Może przyczyny należy doszukiwać się w tym, że numery spod znaku goa znacznie trudniej połączyć w zgrabny mix niż fullonowe przygrywki na jedno kopyto? Niewykluczone też, że twardy bit i potężna linia basowa powielane w lwiej części obecnych produkcji po prostu "wchodzą" imprezującym łatwiej. A może... ?

Zdawało się, że stare numery odeszły w niebyt, jednak nic bardziej mylnego. Wcześniej przemycaniem klasyki zajmowali się głównie Jagodziani, którym do dyspozycji oddano salę Mushroom. Również Toga Dansverg wyszła naprzeciw spekulacjom na temat starych numerów urządzając "sledzik" w rytmie goa. Moim zdaniem bardzo dobre posunięcie. DJ Atan za dekami, winyl na dekach, wejście za symboliczne 5 złotych... grzechem było się nie pojawić. Przyznam się bez bicia, że w GGOG ostatni raz temu byłem na jego oficjalnym otwarciu, czyli, o ile mnie pamięć nie myli, pod koniec września. Tak czy siak tamta impreza nie przypadła mi do gustu, głównie z tego powodu że mainfloor odrzucił mnie dźwiękami typu "CPU i ekipa". Teraz jednak nadarzyła się odpowiednia okazja aby ponownie wkroczyć w napoleońskie mury.

W składzie Guli, Just-Mike, Stachu, Damian i ja zajechaliśmy pod byłe Forty już po godzinie 20 i do form imprezowania jakimi jest "clubbing" czy też "homing" (popularne domówki) dołączył "parking", czyli hartowanie ducha i ciała piwem w samochodzie. Na zewnątrz minus 10, w samochodzie żar tropików - żyć nie umierać. Koniec końców, nieco po 21 udaliśmy się w stronę wejścia. Powitania (Gagarin bez czapki jak na twardego kosmonautę przystało :>), szatnia i uderzamy na główną salę, gdzie po skompletowaniu kolejnych znajomych rozgościliśmy się na kanapach. W powietrzu wolno sączyły się ambientowe pejzaże spisane lata temu przez duet Raja Ram i Graham Wood, które stanowiły idealne tło do rozmów i popijania złotego napoju. W końcu na główną salę wparowało szybsze tempo unosząc pierwsze osoby. Przyznam, że początkowo nie spodziewałem się dużej frekwencji, jednak ludzie dopisali.

Informacje o odkurzaniu starych winyli okazały się być stuprocentowo prawdziwe. I tak oto za sprawą Atana z głośników płynęły numery, które onegdaj przyciągnęły nas do tej muzyki. Na głównej sali było na czym zawiesić ucho (słuszna porcja dobrej muzyki)... jak i oko (tańczące panie). :) Prym wiodły stare dobre numery sprzed lat, choć niekoniecznie były one przesycone melodiami i hinduskimi motywami jak niektórym mogłoby się wydawać. W szczytowym momencie imprezy pojawiły się oczywiście "hiciory" grupy Astral Projection, wysłużony kwaskowaty Orichalcum czy też wsparte gitarami acidowe sekwencje popisowego numeru Green Nuns Of The Revolution, czyli "Cor". A nie od dziś wiadomo, że Polak jednak lubi kwaśne. :) Tak czy siak nie dostrzegłem żadnego malkontenta.

O ile wcześniej przesiadywaliśmy na kanapach, tak teraz kursowaliśmy między kanapami a mainfloorem, gdzie porywały nas pozytywne dźwięki. Pyszne zapiekanki pomogły zregenerować nadwątlone siły. Prócz niestrudzonego Atana, który udźwignął tej nocy ciężar grania non-stop za dekami pojawił się chwilowo członek dramowej ekipy Noiz Emitters i moderator forum jednego z trójmiejskich serwisów w osobie Kropy. Tutaj głęboki ukłon za numery Hallucinogena, które rozpruły parkiet i świadomość zebranych. Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy, a ja wraz z ekipą koło godziny trzeciej skierowałem się w stronę wyjścia. Rogal nie schodził z twarzy jeszcze przez dobre parę godzin po wstaniu z łóżka...

Co tu jeszcze pisać? Właściwie to powinienem zacząć i skończyć tą relację na słowach "goa trance", cokolwiek innego jest tu zbędne. Mam nadzieję, że nie był to ostatni raz, kiedy dano nam możliwość zabawy przy tych dźwiękach. Podziękowania dla moich znajomych (wymienieni wyżej + Alicja i Emilka) za udany wspólny wypad, dla Togi Dansverg i specjalne podziękowania dla mr Atana.

Templar