Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

04.04.2003 - dekoder


Miejsce: Stocznia Gdańska
Data: 04.04.2003

- Pomożecie?
- Pomożemy!!!

Dekoder. Stocznia Gdańska. Nowi ludzie, nowe miejsce, nowe oczekiwania. Osobiście muszę się przyznać, że w pewnym momencie miałem wątpliwości, co do sukcesu tej imprezy z powodu wielu niedociągnięć w organizacji i promocji Dekodera, jednak efekt końcowy przerósł moje oczekiwania i - porównując całość do kulinarnych wypieków - zamiast zakalca wyszło naprawdę udane i smaczne ciasto. Na mainflorze objawić swe unikalne zdolności miała dziarska, trójmiejska drużyna pierścienia w osobach DJ'ów Rougha, Drwala, Snake'a i Khrisa, a na chilloucie frywolna zgraja elfów, entów i templariuszy, czyli Ower, Gagarin no i ja.

Godzina 18 - jesteśmy na miejscu. Miejsce, w którym zorganizowano imprezę, charakteryzowało się mnóstwem przestrzeni, doliczyć można się było głównej sali, na której grane miały być transy, dwóch sal przeznaczonych na chillout, chaishopu oraz sali będącej pomostem miedzy mainfloorem a głównym chilloutem. Kibelek ze względu na jego wartość imprezową oczywiście pominę. Jako że jakiś czas temu byłem w tym samym miejscu na maratonie horrorów czułem się tu raczej swobodnie, a tym razem zmieniło ono od ostatniego razu swoje oblicze diametralnie. Słowa wielkiego uznania z całą pewnością należą się autorom dekoracji, które pokrywały prawie każdą dostępną przestrzeń. A dekoracji było mnóstwo i jeszcze więcej. Za stronę wizualną całej imprezy odpowiedzialny był m.in. Projekt Ziemia (w tej roli dwuosobowy team Lechu & Kasia), również ekipa Jagodzianych użyczyła na potrzeby całego przedsięwzięcia trochę swoich dekoracji. Wokoło sporo zamieszania i organizacyjnego bałaganu. Rozwiązawszy problemy z prądem na sali chilloutowej Gagarin wraz z Owerem zabrali się za rozdziewiczenie sprzętu grającego, dla zasady zapodając fullony (Ower kontra GMS) mieszające się z Goa (Gagarin vs Space Tribe).

Muzyczne podboje mainflooru zaczął Rough po godzinie 21, kiedy tylko uporano się z problemami związanymi z nagłośnieniem. Rafał wraz z pierwszymi winylami położonymi na deki jak zwykle skutecznie rozkręcił całe zgromadzone towarzystwo, a liczba tańczących rosła z numeru na numer. "Tegma - Refraktor" & "Werewolf (Beat Bizarre Rmx)", "Talamasca - Time Simulation", "Space Tribe - The Acid Test" czy "Sonic Fusion - Xxtatikk Ritual" spotkały się z wielką aprobatą ludzi i zaczarowały w odpowiedni sposób wszystkich tańczących. Doskonałości całego klimatu dopełniały dwie przyjemne dla oka skąpo ubrane tancerki, czyli Iga i Michelle, pomalowane fluorescencyjnymi farbami w fantazyjne wzory. Wielką zagadką był jednak powrót Drwala za transowe deki. Onegdaj jeszcze zanim Drwal zaczął uprawiać "house'ową politykę", Jarek siedział mocno w muzyce transowej i był jednym z pionierów psy' dźwięków na polskich ziemiach. Wielu z nas zastanawiało się, czy usłyszymy tej nocy stare dobre numery Goa pokroju "Astral Projection - Mahadeva", którymi niegdyś Drwal zwykł raczyć obficie polskich miłośników transu, czy też zagra po house'owemu. Niestety, klimat jego setu nie odbiegał zbytnio muzycznie od preferowanej przez ostatnie lata przez niego muzyki. Zamiast transowych numerów na głównej sali rozbrzmiały tech-housujące dźwięki, które skutecznie uszczupliły szeregi tańczących ludzi. Podsumowując ten występ: "Drwal do drewna" (by Gagarin), a ja dodam od siebie jeszcze "Drwal do Metra" (Metro - Gdański klub parający się house'ami, dla mnie bardziej dyskoteka).

Poza kiepskim pod względem standardów transowych secie Drwala sporym mankamentem imprezy były z pewnością toalety, w których panował istny potop szwedzki, z tą różnicą, że był to potop bez udziału Szwedów. Na szczęście na każdy minus przypada naturalny równoważnik w postaci plusa, a tym był chaishop. W tym magicznym miejscu za niewygórowane ceny serwowano kanapki z ogórkiem kiszonym i - jak się dowiedziałem - pasztetem z soczewicy, oraz przepyszne ciasto popularnie znane jako szarlotka. Dla głodnego nic lepszego. Zaopatrzywszy się w odpowiednią ilość jadła oglądaliśmy w sali obok puszczane z rzutnika filmiki anime, na których mangowe panienki prężyły swoje obfite kształty. A będąc już przy "ch" wspomnieć należy o kolejnym nieodzownym dla tego typu imprez miejscu, mianowicie chilloucie. Chillout, chillout... Various artists przed sprzętem (Ower, Gagarin i ja plus support nieznajomego jegomościa i Just Mike'a) i przyjemne brzmienia various artists w powietrzu, czyli Shulman, Shpongle, Binah, Dub Trees, Aes Dana, Asura czy wolniejsze stonowane numery Hallucinogen, Etnici i Pleiadians, biorąc ledwo kilka nazw chillowych projektów z brzegu. Każdy zmęczony czy złakniony bardziej luźnych niż panujące na głównej sali brzmień nie miał problemu ze znalezieniem miejsca na chilloucie, a tych było w sumie dwa.

Koło godziny 3:30 za deki wsiadł DJ Snake zapadając bardziej fullonowego i porannego seta, który jak znalazł nadawałby się na imprezę w plenerze. Na wirujący blat powędrowały czarne winyle z nadrukami grup m.in. 1200 Mics (kopiący wszelkie niewierne tyłki "Mescaline" czy upliftingowy "Esctasy") oraz Alien Project. W tym momencie muszę pochwalić Snake'a za wyjątkowy set, który przekonał mnie do 1200 Mics na imprezach. Ranek był także momentem, kiedy można było trochę przyśpieszyć tempo na chilloucie i poeksperymentować, zapodając numery metodą Various Artists (czyli "Hallucinogen - LSD" vs chillout miksowany z Midi Milz). Po Snake'u zagrał jeszcze chwilowo Khris kładąc na dekach ciężkostrawne minimale, podczas gdy parkiet był już niemal pusty, a nasza dzielna ekipa zalegała na chilloucie. Godzina 5:20 oznaczała koniec imprezy i powrót do domów celem szybkiego zregenerowania sił kąpielą, snem i strawą.

Ta częściowo amatorska impreza w nowym miejscu z pewnością była niczym spory powiew świeżego powietrza dla miłośników psychedelicznej muzyki. Szkoda tylko, że tak prędko się skończyła. Przyszło ok. 150 osób, znajomych tym spory procent znajomych i "z klimatu", co jest niewątpliwie sporym sukcesem. Imprezy w Stoczni będą jednak kontynuowane, kolejny montaż wraz z kolejnymi niespodziankami już wkrótce... Czego Wam i sobie życzę.

Templar