Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

03.08.2002 - stropharia cubensis community - transpace


Kto: Stropharia Cubensis Community
Miejsce: Mechelinki, Gdynia
Data: 03.08.2002

Mechelinki: Transpace Open Air - zadymy i agresja na świeżym powietrzu

Kolejna, bo już druga odsłona imprezy o kryptonimie Transpace w Mechelinkach (Gdynia)... A miało być tak pięknie. Świetna lokalizacja, dobra muzyka i znajomi... W stronę Mechelinek jechaliśmy ze świetnymi humorami, z myślą przeżycia świetnej imprezy na łonie natury. Prawda niestety miała się okazać zgoła odmienna od naszych marzeń i oczekiwań. Od razu uprzedzam, że zdjęć z tej imprezy (jak i miłych wspomnień z samej imprezy...) nie posiadam... Ale o tym zaraz.

Na miejsce dotarliśmy ok. godziny 21:30, po czym leniwym krokiem ruszyliśmy w stronę skarpy, na której miała się odbyć impreza pod gołym niebem. Z daleka w półmroku ujrzeliśmy zagęszczający się lasek, który rozświetlony był kilkunastoma świeczkami dając wrażenie ciekawej poświaty. Słychać było pogrywające z wolna wstępne utwory... Szybka wymiana waluty z bramką, zaobrączkowanie, po czym weszliśmy krętą dróżką na polankę. Pierwsze wrażenia: miejscówka jest bardzo ładna, jest klimatycznie, ale... Dekoracji jak na lekarstwo, wszystko bardzo skromnie. 3 wiszące dekoracje plus 2 zdobiące DJ-kę - wszystko autorstwa Neili z Togi, kilka fluoro-grzybków (uff, zawsze robią na mnie pozytywne wrażenie) marki Stropharia i... i to wszystko! Hm, a gdzie chociażby zapowiadanie deco Tri-Stana? Tyle o dekoracjach... Dokoła jakieś 50 osób. Muzyka trochę niesmaczna... jakieś jazzy (sic), później pseudo-house'y itp... a zbliżała się godz. 23. Z wymienianych wcześniej 50ciu osób liczba ta szybko przerodziła się w 300-400, przez co polana zaczynała pękać w szwach, ale na szczęście każdy znalazł swoje miejsce. Z braku chilloutu każdy posiłkował się chilloutem własnego pomysłu, czyli zaleganiem na trawie. W końcu dotarła reszta ekipy, a i mniej więcej w tym samym czasie zaczęły nieśmiało pogrywać pierwsze transy (jednak niezbyt dobrej klasy). W tym wypadku postanowiłem opuścić na jakiś czas opuścić miejsce imprezy i udać się na plażę pospijać w miłej atmosferze browary... Po jakimś czasie z daleka usłyszałem utwór "Tegma - Werewolf (Beat Bizarre Remix)" z bezbłędnymi samplami wilka. Stojący jak zwykle na wysokim poziomie set Rougha z numerami takimi jak "Psysex - L.S.Dance" (powiew jego gry na Moondalli) oraz "Talamasca - Time Simulation" zachęciły mnie do dancefloorowej podróży. Po pewnym czasie zostałem sprowadzony do parteru za sprawą człowieka-kuli armatniej, który (zapewne uderzony przez kogoś) poleciał w moją stronę. Niezrażony tym drobnym incydentem (au...), aczkolwiek zmęczony postanowiłem pozalegać na trawie obok jednego z backdropów. "Miłe złego początki, lecz koniec najgorszy". Grać zaczął Intact - słyszałem co nieco o dość kiepskiej technice tego DJ'a i faktycznie źle miksowany set upliftingów z dziwnym wyciszeniami nie porwał mnie (aczkolwiek podobno grał tym razem nieco lepiej niż ostatnio w Poznaniu). Nieopodal mojej prowizorycznej zalegowni sprowokowana została bójka, po czym obok mnie wylądował bity przez paru opryszków do nieprzytomności koleś. Pech, że ja i mój kuzyn znaleźliśmy się na linii ognia - wszystko stało się momentalnie - cios z buta w głowę (przypominam że leżałem), przygwożdżenie do ziemi i szybka "rewizja przymusowa" moich rzeczy (plecak, a w nim aparat fot. i parę browarów) - podobną procedurę zastosowano u mojego kuzyna, kradnąc mu dokumenty. Otrząsnąwszy się z szoku szybko dowiedzieliśmy się, że nie byliśmy jedynymi poszkodowanymi (choćby przypadek kolegi, którego najzwyczajniej w świecie zaciągnięto do lasku i siłą "zrewidowano"). Pełni obaw i strachu wyczekiwaliśmy w znajomej nam grupce świtu. Dokoła nas imprezę zdominowały: ogólny brak jakichkolwiek zahamowań ze strony 'elementów', chamstwo (np. zero poszanowania dla dekoracji), liczne mordobicia i jeszcze liczniejsze kradzieże! Od łysych głów, zakazanych twarzy i pasków aż oczy bolały... Ogólnie rzecz biorąc prawdziwa masakra, jakiej nigdy bym się nie spodziewał. Prawdę mówiąc wszystko to nie powinno w żadnym wypadku zaistnieć na transowej imprezie. Klimat walk na trybunach podczas meczu (jak dla mnie bicie kogo popadnie, zwłaszcza kobiet to przejaw prymitywizmu) i wysypiska śmieci to dobre określenie na to co tam się działo. Zamiast Chill Outów na ludzi czyhały wszędzie Knock Outy. Mój znajomy skwitował kolejne mordobicie słowami: "I ja myślałem, że na takich bibach są w większości koneserzy tej muzyki...". Szkoda, że nijak nie mogłem delektować się setem Elfa (jak tu się bawić nawet przy tak dobrych numerach jak "GMS - Gladiator" i "Twisted Allstars - Blue Sky On Mars"), gdyż dokoła panował jeden wielki chaos, i to wszystko przez kilkudziesięciu bezmózgich idiotów. W tej niezwykle (NIE)miłej atmosferze, przepełnionej apelem Elfa oraz zakrwawionymi (!) kolesiami wyczekaliśmy godz. 6 po czym zniesmaczeni udaliśmy się na autobus. Słowo "dom" było jak zbawienie... Impreza trwała jeszcze kilka godzin, kiedy to zamieszki ucichły. Czy nie mogło być tak przez cały czas?

Ogólnie rzecz biorąc plusami tej imprezy był niewątpliwie set Rougha, ładna pogoda (wszyscy prorokowali, że będzie deszcz), piękny wschód słońca (spotęgowany magią klifu) i smaczny naleśnik z serem i przyprawami, który zjadłem dzięki chaishopowi oraz finansowemu supportowi koleżanki. Ktoś kto przeczyta tą relację może sobie pomyśleć: "Boże, o co temu kolesiowi chodzi, przecież nie mogło być tak źle... Obili go, oskubali i jęczy." Niestety było źle i potwierdzi to nie jedna i nie dwie osoby. Takie klimaty mogą się dziać chyba tylko w Polsce. Nauczka na przyszłość, że impreza musi być dobrze zorganizowana. Uniknąć podobnych sytuacji można było na wiele sposobów, poczynając od zapewnienia mniej podatnych na wysokoprocentowe trunki, skuteczniejszych (i takich, którzy nie opuszczają imprezy widząc ile przyszło ludzi!) ochroniarzy na bramce. Szkoda, że tegoroczna przygoda w Mechelinkach nie przypominała sielskiej imprezy z zeszłego roku. Organizatorom należy się pochwała jedynie za to, że mimo tych kwasów wytrwali z imprezą do samego końca. Gdybym miał zdolności medialne i mógł przewidzieć przebieg wydarzeń, to chyba spędziłbym ten wieczór miło w domu przy muzyce. Chciałem pokazać mojemu kuzynowi miłą trójmiejską transową imprezę. A tak - sam wstyd... Na szczęście już 16-tego sierpnia impreza Togi. U nich jest inaczej...

"A ja tam byłem, miód* i wino** piłem, i dobrze się bawiłem***..."

* - dostałem po głowie
** - okradziono mnie
*** - yeah, right...

Ci, co nie byli, nic nie stracili.

Templar