Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

02.08.2005 - psychotoons project - mind-alla (Templar)


Kto: Psychotoons Project
Miejsce: klub Uśmiech, Gdańsk
Data: 02.08.2005

Mind-alla to nie tylko swoisty hołd oddany panu Dustinowi (Mr Peculiar), który rok wcześniej zasłynął swoim występem w plażowym klubie Uśmiech przy okazji aftera 2004, ale także obowiązkowy głęboki wdech i wydech po samej Moondalli. Na samym początku przyznam, że miałem wielkie obawy co do tego aftera, ba, momentami budził on we mnie niesmak. Czemu? Już na starcie poraziła mnie koncepcja upchnięcia ponad 20 osób z całej Polski na ledwo kilkunastogodzinnej imprezie, przez co after w moich oczach jawił się bardziej jak jakiś Idol, gdzie każdy odbębni swoje pięć minut. Brakowało mi tylko pani Elżbiety, Cygana, Wojewody i Mopmana. Na szczęście line up rozplanowano wkrótce tak, że każdy z grających dostał minimum po 45 minut, co uznałem za optymalne rozwiązanie i chyba każdy był zadowolony. Dodatkowo impreza miała się odbyć w biały dzień, co oczywiście spotkało się z moim wielkim uznaniem i entuzjazmem, jednak skonfrontowany z plażową rzeczywistością zacząłem się zastanawiać czy to wszystko wypali. W końcu za dnia nadmorski teren był oblegany przez tabuny plażowiczów, którym niespecjalnie musiała się podobać impreza z nieznanymi im, psychedelicznymi dźwiękami...

Prawdę mówiąc dla mnie after zaczął się już dzień wcześniej, głównie za sprawą znajomych, z którymi przesiedzieliśmy cały wieczór i kawałek nocy na plaży na terenie Uśmiechu. Nadarzyła się też idealna okazja do przywitania się z osobami z całej Polski, zwłaszcza z tymi, które widziałem na oczy pierwszy raz w życiu (serdecznie pozdrawiam wszystkich). Na plażowych wydmach wyrosło kilka(naście) namiotów, zaś ekipa Psychotoons Project and friends uwijała się oczywiście przy sprawach organizacyjnych oraz dekorowaniu. Po powrocie do domu zasnąłem z myślą obudzenia się na wschód słońca, jednak udało mi się wstać dopiero po godzinie 8 rano. Na plaży znaleźliśmy się przed 10. Tam zastał mnie dość sielankowy widok znajomych moondallowiczów, którzy w większości błogo zalegali na piasku. Akurat kończył grać Marion, finiszując numerem "1200 Mics - Acid For Nothing", w którym co rusz kolejne osoby rozpoznawały znane motywy z przeboju Dire Straits. Za deki wkroczył Styropian. Gwoździem jego seta był niewątpliwie utwór "Artha - Man On Fire" (dobre bo polskie!), zawierający sample z tytułowego filmu. Notabene była to premiera tego utworu. Nie zabrakło też nowego Tikala... Na wietrze, niczym psychedeliczne pranie, powiewały dekoracje, dźwięki idealnie wtapiały się w krajobraz, a przypadkowi obserwatorzy zastanawiali się co tu się odbywa. Nie sprawdziły się na szczęście moje przypuszczenia co do pojedynku afterowicze vs plażowicze, w ciągu całego aftera na imprezę skarżył się zaledwie jeden pan w podeszłym wieku. Po Styropianie za ekspozycję strony progressive zabrali się deSpool, członkowie MoonUnity (Asphodel i Netri) oraz ekipanci z lublińskiego duetu, czyli Neelaya i Delix. Ci ostatni nie omieszkali wrzucić kilku utworów, które były żywym dowodem legendy i geniuszu starych wydawnictw Spirit Zone (takiego "K.U.R.O - Zoa Rmx" nie słyszałem już wieki). Również Nomatrixx i Tretek pokazali się z dobrej strony. Tretek napełnił powietrze progresywami najlepszego sortu, zaś set Nomatrixxa naszpikowany był pysznymi numerami typu "Sub6 - El Novation (Trance Mix)", "Prometheus - Oscar", czy "Silicon Sound - Nexus 6". Przyjemnie sety sprzyjały towarzyskim konwersacjom i zabawie, każdy korzystał z plaży i wolnego czasu na swój sposób. Na rozmowach upłynął mi praktycznie cały after.

Impreza skończyła się dla mnie wraz z setem Nomatrixxa i początkiem setu Bongo, kiedy to ilość wypitej wcześniej tekili w moim organizmie dała o sobie znać w dość brutalny sposób, przez co odpadłem ze świata żywych do godziny 19. Później, dzięki pomocy znajomych, trafiłem do domu, gdzie w spokoju mogłem odespać zgubne skutki picia na goły żołądek. Trzeba jednak dodać, że impreza wcale nie dobiegała końca. Wręcz przeciwnie, ona się dopiero zaczynała... Mimo wcześniejszych obaw o rychłym końcu aftera w godzinach wieczornych, całość trwała jeszcze całą noc aż do 7:30 rano. Wisienką na torcie tego przedsięwzięcia był niewątpliwie udział takich postaci jak chociażby Tul. I pomyśleć, że to wszystko działo się na mojej dzielnicy, zaledwie kilkaset metrów od mojego domu... W końcu mogę być dumny z miejsca, w którym mieszkam. :)

Ogólnie jestem wyjątkowo zadowolony z tego aftera. Moim zdaniem stanowił on idealne uzupełnienie Moondalli, momentami wspominam go nawet znacznie lepiej od samego festiwalu. Niewątpliwie jest, że to unikalna impreza, gdyż nie sposób jej porównać do chociażby poprzednich afterów, czy w ogóle do koncepcji wielu innych polskich imprez. Przykładem niech tu będzie oczywiście line up, który obejmował osoby z wszystkich stron naszego kraju, a który na tą okazję zjednoczył je do wspólnego działania - pamiętajmy, że nie było to przedsięwzięcie na miarę kilkudniowego festiwalu, a impreza będąca rezultatem dość spontanicznego działania kilku zapaleńców. Cieszy mnie bardzo fakt, że w końcu miałem możliwość porozmawiania z ludźmi, z którymi nie zdążyłem zamienić nawet słowa na Moondalli, jak i dojścia do osób, z którymi widzę się raz na ruski rok lub znam je tylko i wyłącznie z Internetu. Wszystko to w jak najbardziej dogodnych i wygodnych warunkach... Wspaniali ludzie stworzyli wspaniały klimat, aż żal, że to wszystko tak szybko przemknęło, jak plażowy piasek pomiędzy palcami. Mam nadzieję, że będzie jeszcze nie jedną okazja do takich spotkań. Określenie "elitarny" to z całą pewnością niezbyt trafne słowo w stosunku do aftera, niemniej jednak nie da się zaprzeczyć, że było wyjątkowo sympatycznie, kameralnie i wręcz (nie bójmy się użyć tego słowa) rodzinnie. W końcu co innego można powiedzieć o spotkaniu na plaży osób, z których lwia część jest czynnie zaangażowana w tworzenie polskiej sceny psychedelic trance?

Templar