Welcome to the Polish Psychedelic Trance Portal

01.06.2007 - moon spirit festival 2007


Miejsce: Przykona niedaleko Turku, Polska
Data: 1-3.06.2007

Przykona ,niedaleko Turku to niewielka miejscowość, a raczej wieś, do której w dniach 1-3 czerwca 2007 zjechali fani psychodelicznych dźwięków. W tych dniach, bowiem odbywał się festiwal Moon Spirit. Poniższa relacja ma przybliżyć to wszystko, co działo się w tej pięknej miejscowości.

Do Turku przybyłem PKSem, po ponad 5 godzinnej podróży. Stąd wspólnie z Mauserem i Templarem udaliśmy się na miejsce festiwalu. Dojazd nie był trudny, a opis umieszczony w internecie idealny. Około godziny 20:00 na polu nie było zbyt wiele osób i pomimo tego, że line up zapowiadał, że muzyka będzie grana od tej godziny, to z głośników nie wydobywał się żaden dźwięk. Z minuty na minutę na polu pojawiali się znajomi z różnych regionów kraju. Wprawdzie organizatorzy zakładali, że impreza ma być przeznaczona na 300 osób, to samo pole namiotowe mogło pomieścić tak na oko chyba z tysiąc osób, a jeszcze były rezerwy. Niestety w piątkowy wieczór liczby 300 osób nie udało się osiągnąć, a jak się okazało później, nie udało się tej liczby osiągnąć także przez cały weekend - co bardzo zasmuca.

Po godzinie 22:00 za playerami stanął wreszcie Embrion i rozpoczął festiwal. Po niespełna godzinie zmieniony został przez pierwszy z live act'ów tego festiwalu. Niemiecki producent i DJ Benjamin Halfmann a.k.a. Audiomatic. Jego godzinny występ był wypełniony progresywnymi dźwiękami, do jakich przyzwyczaił nas na swoich płytach. Szkoda tylko, że podczas jego występu tak mało osób się bawiło. No, ale w sumie niewiele więcej nas było.

2.jpg

Audiomatic Live! [Spintwist Records, Niemcy]


Po północy z płytami pojawił się kolejny DJ, tym razem był to członek niemieckiego kolektywu go-A-way, DJ Loopbitz. W swym secie umieścił progresywno - full on'ową mieszankę, która idealnie nadawała się na tą porę. Przed 3:00 przyszła kolej na naszych rodaków, tym razem na live act poznańskiego duetu Prophets of Orion. Ostatni raz słyszałem ich dokonania rok temu na imprezie w Zielonej Górze i muszę przyznać, że są coraz lepsi. Dobry bicik, tajemnicze tło i nogi same rwały się do tańca - tak trzymać panowie!

3.jpg
Prophets of Orion Live![Uridium, Polska]


DJ Sathi z Pulsar Tranceformation odpowiedzialny był za granie w godzinach 3:30 - 5:30 i muszę przyznać, że choć słyszałem go pierwszy raz to jego secik był bardzo przyjemny dla ucha i idealnie pasował do pory, o której grał. Gdy zakończył grać Sathi, przyszła pora na kolejny live act tego festiwalu. DJ i producent Philter nagrywający dla Millenium Records i Saava Records zaprezentował nam swój najnowszy materiał. I choć słyszałem tylko połowę jego materiału, bo przez pierwszą część towarzyszyłem Gagarinowi i Kotkowi w wyprawie po pale. To przyznam, że jego progresywne dźwięki bardzo przypadły mi do gustu.

4.jpg
Philter Live! [Millenium Records, Niemcy]


Kolejną pozycją w time table (jak to się profesjonalnie nazywa) był set DJa Omega z Holandii. Utrzymał on klimat poprzednika, tak dobrze, że ani myślałem o odpoczynku lub śnie.

5.jpg
DJ Ohmega [Children of Ganesh, Holandia]


Myślałem, że uda mi się zaliczyć kilka godzin drzemki w momencie, gdy rozpoczął grać Christoph Ahrens a.k.a. Niebla Del Mar, który także zaprezentował swój najnowszy materiał. Na wstępie zagrał lekkie Chill Out'owe nagrania, co sprawiło że udałem się w kierunku namiotu, jednak mój powrót na taneczną polankę był szybszy niż myślałem. Piękne i lekkie dźwięki z wspaniałymi melodyjkami sprawiły, że tak dobrze to mi dawno nie było. Lekki powiew wiatru wplątywał mnie w taneczny wir. Niebla Del Mar to młody Niemiec, który jak się później okazało nagrywa od 2002 roku (wówczas jego utwór został wydany na jednej z kompilacji JumJam Records). Nagrania "I like it", "Just Love" i "Mindworx" potwierdziły, że nie ma nic lepszego jak Beautiful Morning Trance.

6.jpg
Niebla Del Mar Live! [Savva Records, Niemcy]


Sobotnie przedpołudnie zarezerwowane było przez DJów Philter'a i Psyborga, którzy również grali progressy wypełnione wieloma pięknymi melodiami. O godzinie 15:30 za konsoletą pojawili się Waldek i Agnieszka, czyli nasz (choć często można spotkać się z informacją, że niemieckim) Lightsphere. I o ile debiutancki album "Reflexion" do mnie nie "przemówił", a jedynie rokował na przyszłość, tak to co zagrali na Moon Spirit było wielkim pozytywnym zaskoczeniem. A zagrali materiał na najnowszą płytę i mam nadzieję, że nie będziemy musieli na nią długo czekać. Stylowo to wszystko kręciło się wokół progressu z wieloma perkusyjno-melodyjnymi wstawkami, które jeśli chodzi o mnie, są tym co w progressive trance najlepsze.

8.jpg
Lightsphere Live! [Mental Arts Records]


Pod koniec występu Lightsphere nastąpiła drobna awaria, która spowodowana była słabym zabezpieczeniem okablowania przed deszczem. Tym samym na ponad godzinę zostaliśmy pozbawieni dźwięku z głównej sceny. Jedyny plus tej awarii, był taki że wreszcie mogłem odpocząć. Po usunięciu usterki z płytami pojawił się DJ Trom (Solarsiv Records, Włochy) i również poleciał "ostro" z tematem. Już po pierwszym kawałku, jakim zagrał - Liquid Soul "Creazy People" wiedziałem, że również ten set będzie konkretny. I nie przeszkadzał mi w zabawie padający deszcz, podobnie jak dwóm innym osobom, które udało mi się "wyciągnąć" na polankę. Kolejnym Djem w grafiku był Dharma, jednak z powodu małych zmian, zagrał Atan, który na wstępie uraczył nas ludowo-etnicznymi nagraniami w stylu "siała baba mak", przy takich nagraniach banan od razu pojawia się na ustach, a ludzie w coraz większej liczbie pojawiali się na polance. Kawałek po kawałku Atan rozkręcał się z płytkami, a na polance panowało coraz większe zadowolenie. Po chwili dołączył do niego Mantodea i wspólnie pociągnęli tego seta do końca. Melodyjny i rytmiczny progressive z dodatkowym wsparciem Asphodela na didgeridoo mógł się podobać.

12.jpg
Atan, Mantodea & Asphodel


Waldemar Biskup obecnie kojarzony jest przede wszytkim z duetem Lightsphere, jednak swą przygodę z transem rozpoczynał ponad 10 lat temu jako DJ Dharma. Obecnie jako Dharma usłyszeć go można od czasu do czasu na różnych imprezach. Nie mogło zabraknąć oczywiście Dharmy na Moon Spirit, a swe umiejętności ukazał w jakże wspaniałym melodyjnym secie, z którego w pamięci utkwiło mi nagranie Neelixa "Same Thing But Different". Po secie Dharmy, przyszła kolej na występ projektu Barracuda. Był to wprawdzie bardziej live set, niż live act. Jednak nagrania robiły swoje i ostro pozamiatały nami na parkiecie. A gdy panowie z kolektywu Ultra, zabrali się za laserki to był już totalny szał. Mroczne i Psychodeliczne dźwięki Barracudy + zabawa laserami sprawiła, że kolejny występ na Moon Spirit został zaliczony do udanych. Chyba na każdym z nas lasery, zrobiły wielkie wrażenie. I jak do tej pory lasery na psytransowych festach były takim sobie dodatkiem, to teraz muszę przyznać, że chciałbym więcej takich atrakcji - oczywiście z umiarem.

11.jpg
Laser Show by Ultra


Epix to DJ dobrze znany większości osób, które choć troszkę interesują się naszą rodzimą sceną. Jako, że na scenie działa również od ponad 10 lat, to w swej kolekcji ma płyty z wieloma odmianami naszej ukochanej muzyki. Tym razem postawił na minimalno - psychodeliczne transy, nagrane na czarnym nośniku. Przyznać trzeba, że set Epixa zrobił nam dobrze, a szaleństwo nie miało końca. Niestety wszystko co dobre, kiedyś się kończy i moja przygoda z sobotnią nocą zakończyła się w połowie setu Epixa, kiedy to w namiocie w czasie posiłku zasnąłem i tym samym przeleciał mi występ grupy Mad Contrabander, na który tak czekałem. Cóż trzy razy byli już w tym roku w Polsce i ani razu ich nie słyszałem, mam nadzieję, że będę miał okazję w przyszłości to nadrobić. A z opinii, jakie słyszałem Holendrzy zagrali świetnie. W czasie snu przepadł mi także set, laureata konkursu na dowcip festiwalu - DJa Bongo. Zbudziłem się i w namiocie wysłuchałem występ Mummhrah (Savva Records, Holandia) - jest to sub projekt panów z Mad Contrabander. Niedzielny poranek do zbyt pięknych nie należał, jednak mile umilał nam go DJski duet PGM & ILA (Savva Records, Niemcy).

9.jpg
PGM & ILA (Savva Records, Niemcy)


PGM & ILA graliby pewnie i do wieczora, jednak zniecierpliwieni panowie od nagłośnienia gdzieś się śpieszyli i mówiąc brzydko, polecieli w ***** . Przed 11:00 wyciszyli dźwięk "idący" na nagłośnienie, tym samym kończąc imprezę. Odpowiednio zostali podsumowani przez PGM & ILA, ale sądzę że raczej nie trafiło to do pana od nagłośnienia. Rozumiem, że panom się śpieszyło, że była jakaś umowa, ale to dzięki temu, że źle zabezpieczyli kable, że część nagłośnienia rezonowała dodatkowy dźwięk pierwszego dnia, powinni pozwolić dograć do 11-12.

Teraz pora na podsumowanie tego wszystkiego, co działo się przez pierwszy czerwcowy weekend. Zacznę może od miejscówki. A ta była urocza. Polanka na której, na co dzień zapewne pasie się bydło, z jednej strony lasek, z drugiej staw hodowlany i inne polanki. Jednak największe wrażenie robiła kopalnia odkrywkowa, której krajobraz można było podziwiać w tle głównej sceny. Wysokie hałdy, taśmociąg robiły olbrzymie wrażenie. Takie połączenie zieleni i przemysłu. Naprawdę miejscówka była bardzo ładna i wydaje mi się, że jedna z najlepszych w naszym kraju z łatwym dojazdem. Organizacja imprezy, z tego co mi wiadomo za Moon Spirit odpowiedzialne są połączone siły dwóch narodów o jakże zawiłej historii, mowa oczywiście o Polakach i Niemcach. Nie ma co się oszukiwać, ale było dobrze widać tzw. niemiecką precyzję. Pale powbijane prosto, dekoracje rozmieszczone symetrycznie i tak przymocowane, że nie straszny był im wiatr. Do końca imprezy ani jedno z płócien, które zdobiły main floor nie było zerwane lub odwrócone na drugą stronę! Pole namiotowe, niby impreza na +/-300 osób, a miejsca było na tysiąc, zachowując do tego rezerwę. Trawa na polu wykoszona! No po prostu idealnie. Warunki sanitarne także na poziomie. Woda w wielkiej beczce oraz 4 toalety, co na tą liczbę osób wystarczyło. Chai Shop, za który odpowiedzialna była niemiecka ekipa, również bardzo przyjemny. Dostać w nim można było: kiełbaski, wegetariańskie kanapki z grilla, naleśniki, herbatę, kawę i jeszcze parę innych przysmaków. Obok rozlokowana Chill Out. Był także polski bar, w którym poza napojami można było zjeść fasolkę i chyba kiełbaski. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Do tego trzeba dodać, że zarówno niemiecki jak i polski chai shop/bar obsługiwane były przez wspaniałych i serdecznych ludzi - przez co odwiedziny tych miejsc były kolejnym miłym aspektem imprezy. Oczywiście prym w polskim barze wiodły urocze panie, w niemieckim zaś panowie - ale ich urody oceniać nie będę, niechaj zrobią to panie które pojawiły się na feście.

7.jpg
Chai Shop & Chill Out


Czasami zwracam uwagę na takie szczegóły jak taśmy zabezpieczające teren imprezy, które często są zrywane przez ludzi. Byłem naocznym świadkiem jak jeden z organizatorów w sobotę poprawiał zerwaną taśmę od strony budki obserwacyjnej. Niby taki drobiazg, ale właśnie często takie drobiazgi się olewa, a tu proszę jakie zaskoczenie. Wprawdzie nie było nas zbyt dużo na imprezie, to jednak jakąś ilość śmieci wytworzyliśmy. Na szczęście na polance było rozlokowane kilkanaście plastikowych koszy, które idealnie się sprawdziły. Od siebie dodam, że pierwszy raz w życiu zostaliśmy tak mile potraktowani w zamian za patronat nad imprezą. Zdaję sobie sprawę, że 99% osób, które się interesują sceną i muzyką psytrance ma to gdzieś, jednak świadczy to tylko o pewnym podejściu organizatorów do tego co robią i mam nadzieję, że zaprocentuje to na przyszłość. Bo my jako psytrance.pl jesteśmy zawsze gotowi do pomocy.
Muzyka, oj tej było sporo i to w naprawdę bardzo dobrym wykonaniu. W sumie jednym z podstawowych atutów tego festiwalu było to, że w większości grali na nim DJe i producenci, których do tej pory nie słyszałem na żywo lub nie miałem pojęcia, że istnieją. W życiu jeszcze nie byłem na imprezie, na której miałbym zastrzeżenia do granej przez DJów / producentów muzyki. Ponad 70% granej muzyki to był progressive trance w różnych jego "odmianach", które porwały mnie w szaleńczy wir tańca. Darków nie było w ogóle, a o mocniejszą dawkę psychedelicznych dźwięków postarali się wspomniani przeze mnie już wcześniej panowie z Prophets of Orion oraz DJ Epix. Full Ony także wystąpiły w małej ilości, a jak już były to te, które ostro nami "poniewierały". Zresztą nie ma, co robić selekcji na Progressive, Full On i inne gatunki. Na Moon Spirit było bardzo dużo dobrej muzyki i tylko szkoda, że tak mało osób mogło się o tym przekonać. Pierwszego dnia muzyce tej dobitnie przeszkadzała prawa część nagłośnienia, które umieszczone było na przyczepach samochodowych. O ile lewa strona było dobra, to prawa ciągle rezonowała dodatkowe dźwięki, co niestety nie było zbyt przyjemne. Na szczęście w sobotę ten błąd został naprawiony, poprzez umieszczenie nagłośnienia na paletach. Poza tym defektem, do nagłośnienia nie mam żadnych zastrzeżeń. O laserach ekipy Ultra już wspominałem, pora może powiedzieć coś o dekoracjach, które zdobiły Moon Spirit Festiwal. Za udekorowanie głównej sceny odpowiedzialna była ekipa Funplastica (Niemcy / Bali). Ich obrazy były ładne i wszystkie utrzymane w tym samym stylu, przez co miało się wrażenie symetryczności pomiędzy dekoracjami rozmieszczonymi po obu stronach. Jednak zawsze różniły się jakimś drobnym szczegółem. Przestrzeń na głównej scenie wypełniona była przez trójkątne fragmenty materiału, które powiewały na wietrze. Droga na Chill Out była także udekorowana obrazkami i małymi chorągiewkami, które ładnie powiewały i szeleściły na wietrze. Wszystko schludnie i z umiarem, bez zbędnej przesady.

1.jpg
Fluorodeko by Funplastica [Niemcy / Bali]


Ludzie, którzy przybyli na Moon Spirit to tak naprawdę w większości znajomi których zna się z innych imprez i można zawsze na nich liczyć. Do tego dochodzą goście z Niemiec, Holandii - bardzo miłe towarzystwo. Które pomimo, bo nie ma co ukrywać, słabej frekwencji grało zawsze dobrze, przy okazji dobrze się bawiąc i nawiązując nowe kontakty. Jak sami mówili im nie robi różnicy, czy grają dla tysiąca, dwóch tysięcy czy pięciu lub dwudziestu osób. Zawsze Ci, którzy się bawią mają być zadowoleni, no i jak widać to się im udaje. Pozytywne myślenie nie opuszczało ich nawet na koniec, kiedy już było wiadomo, że ludzi przybyło mało. Mówili, że my jako osoby przybyłe na zabawę mamy się bawić i cieszyć tym, że się tam jest, a nie przejmować tym, że jest nas tak mało - to już niestety jest ciężar, jaki spoczywa na organizatorze. Pewnie łatwo im się mówi, żyjąc w Niemczech i tam robiąc imprezy, ale w sumie cieszy takie nastawienie do imprez i tego co robią. Nie wiem co sprawiło, że na Moon Spirit było tak mało osób. Nauka, praca, pogoda, brak pieniędzy? Wszystko to w jakiś sposób idzie zrozumieć, jednak też można tak sobie poukładać plany, by jednak na tym feście się pojawić. No chyba, że w tym kraju tylko nieliczni są w stanie jechać po kilka godzin samochodem, pociągiem lub autobusem i takie imprezy można robić jedynie w okolicach Gdańska, Warszawy? Sami Niemcy byli tym zdziwieni, bo u nich jest tak, że ludzie starają się wyjeżdżać poza miasto jak najdalej, a u nas pustki na tak dobrze przygotowanym festiwalu. Naprawdę serce się krajało, widząc trzydzieści, w porywach do czterdziestu osób na parkiecie. A pogoda? Tak naprawdę to mi deszcz nie przeszkadzał, zresztą taniec w deszczu też ma swoje uroki. Wiadomo, że ulewa nie sprzyja tego typu imprezom, jednak tak naprawdę mocno to padało może z dwie, trzy godziny. Doprowadziło to niestety do stanu, że kilkanaście osób zwątpiło i pojechało do domu. Byli także i tacy, którzy jednak pokonali siebie i zostali (pozdro szy.), raczej nie żałując tego. Co zrobić, by na kolejnej edycji (oby takowa miała miejsce) Moon Spirit pojawiło się więcej osób?
Taka drobna rada dla organizatorów. 60 zł to kwota duża jak na przeciętnego imprezowicza, który poza festiwalem musi jakoś żyć. Jeśli nie pracuje to jest mu jeszcze trudniej. Sam dojazd na miejsce festiwalu, gdy nie posiada się samochodu i ulg na przejazdy, z Katowic wynosi niecałe 45zł (droga powrotna 74zł - tyle to rok temu dałem za przejazd w dwie strony na Ozore). Wspomniane 60zł, to kwota duża, jednak jak najbardziej zrozumiała, bo wkład pracy w tego festa był ogromny. Jednak trzeba zauważyć, że nie każdy może być 3 dni na feście i może przybyć tylko na jedną noc. 60zł za całość, 40zł na jedną noc sądze byłoby sprawiedliwym cennikiem. Ten sposób jest często praktykowany w Czechach i Słowacji i się sprawdza. Wprawdzie na forum pojawiło się info o tym, że w sobotę od 20:00 będzie taniej, ale to już raczej było koło ratunkowe. Ulotki tam gdzie mogły być, tam były więc w tym temacie więcej się nie da zrobi. Ale na pewno przydałaby się strona internetowa, która zapewne w jakimś stopniu mogłaby pomóc w przyciągnięciu ludzi na festa. Zdjęcia, które podesłano nam przed imprezą nie oddają piękna miejscówki nawet w kilku procentach. Były robione z całkiem innego punktu, przez co lasku, kopalni odkrywkowej nie widać, a to niewątpliwie są atuty tej miejscówki. Można by wymieniać jeszcze wiele takich przykładów, ale to już jest materiał na całkiem osobny temat, a nie relację z imprezy.
Wady? Ja ich naprawdę nie widziałem, wszystko było poukładane jak należy, przez co czułem się w Przykonie bardzo dobrze i Ci którzy przybyli pewnie też byli zadowoleni. O nagłośnieniu już wspominałem, więc raczej rozliczyłem festa ze wszystkiego i można powolutku kończyć.

10.jpg
Przyszłość polskiej sceny?



Moon Spirit Festival 2007 uznaję za udany, wprawdzie frekwencyjnie impreza nie wypaliła to Ci co przybyli dobrze się bawili. Miejscówka, goście z zagranicy oraz rodzimi, starzy wyjadacze sprawili, że czułem się tam wspaniale i mam nadzieję, że pomimo finansowej straty organizatora, za rok ponownie spotkamy się w Przykonie i wówczas będziemy się ponownie wspólnie dobrze bawić. Bo oto przecież w tym wszystkim chodzi.

Text & Foto: Styropian